piątek, 30 stycznia 2015

Wielki świat, kuchenny blat!!!

Mamo! To ja! Mam nadzieję, że się nie złościsz, że tak długo nie dawałam znać. Czas leci okrutnie szybko, Ala jest już małą dziewczynką, która chadza do kina i teatru lalek. Ale dalej rozrabia niemożliwie, z misek Lizy nie wyrosła wcale a wcale, tylko, że dorosła do łażenia po szafkach, wchodzenia do szuflad, rządzenia i krzyczenia...Piorun ma w oczach, a w głowie kwiatka...Z tego kwiatka śmieje się najbardziej...Przyszła zima i Alutek był pierwszy raz w swoim życiu na sankach. Frajda była niesamowita, a Alusia cieszyła się całą sobą. Rechotała wywracając się w śniegu i nawet ulepiłyśmy bardzo małego bałwana - skala mikro - bo większego Lizka nam nie dała. Większa super kula, która miała robić za podstawę bałwana została bez wahania zniszczona przez Lizkę, która jednym wielkim susem z jęzorem na wierzchu wskazującym na maksymalny poziom podniecenia i zadowolenia najnormalniej w świecie ją unicestwiła. Pies szczęśliwy i dziecko też - czego można chcieć więcej ?
Wczoraj byliśmy w super kawiarni, a raczej lodziarni, lub czekoladziarni (sama nie wiem ), która okazała się wcale nie taka super. Napaliłam się co niemiara, myślę sobie o jakieś superaśne miejsce w Szczecinie otworzyli, że to niby zapachy czekolady, lody robione i kręcone, gofry, bita śmietana i w ogóle cuda na kiju, żyć nie umierać...po prostu muszę tam iść...Zero zapachu czekolady, lody owszem ale nie kręcone, a gofr tylko z cukrem pudrem...żal...na mój widok nawet bita śmietana nie chciała się ubić (pomyślałam). Pani przepraszała, chyba również za to ,że żyje (miałam takie nieodparte wrażenie), właściciel siedział skulony w kącie, no i jak dla mnie było stosunkowo za zimno aby jeść lody. Cóż, jak to mówią obeszliśmy się ze smakiem. Gofr Alusi nie przypadł do gustu, więc zjadłam go od niechcenia, sok wyciskany ze świeżej pomarańczy był całkiem niczego sobie, na szczęście pomarańczka była słodka, więc sok jak najbardziej do wypicia, a dla Sylwka kawa...Myślę sobie, a może cały pic tego lokalu polegał na zjedzeniu tych lodów, nie nie było takiej możliwości...Lody owszem, ale tylko w temperaturze powyżej 20 stopni! I w tym momencie cały mój wielki świat skurczył się do rozmiaru suszonej śliwki, wróciliśmy do domu i z niedowierzaniem jeszcze raz przejrzeliśmy wspaniały opis we wspaniałej gazecie - na zdjęciach wygląda całkiem, całkiem...Mówią, że reklama to niby dźwignia handlu, ja się dałam złapać, ale kto wie może tam wrócę, ale latem jak będzie nieznośnie upalnie!
Daj znać co tam u Ciebie i jak tam twoje Anioły, pewnie już się Tam zadomowiłaś i pieczesz przepyszne przysmaki...Co ja bym dała, żeby móc spróbować któryś z Twoich kulinarnych odkryć, nawet nie wiesz jak dużo bym dała...

Brak komentarzy: