piątek, 1 listopada 2013

Nieśmiały Frankenstein

"Wszyscy święci balują w Niebie
 Złoty sypie się kurz,
 A ja włóczę się znów bez Ciebie
 i do piekła mam tuż..."

 Mamo, tam u Was też odbywa się wielki bal? Ale ty pewnie i tak zaszyłaś się gdzieś pokryjomu i piszesz albo urządzasz swój nowy dom. Wiesz, Ala próbuje wstawać, kiepsko jej to jeszcze wychodzi, ale mała nie poddaje się. Spryciula nauczyła się włączać i wyłączać radio w wieży. Z zadowoleniem włącza sobie muzyczkę i podryguje do rytmu, a teraz wyłączymy radyjko, na tą chwilę już dość posłuchaliśmy. Zawsze mówiłaś, że Alusia jest bardzo muzykalna i coś w tym jest. Wsłuchuje się uważnie nawet w muzykę poważną, która patrząc na nią sprawia jest ogromną przyjemność.
 Rozrabiać też rozrabia ta nasza Ala. Dzisiaj wylała mleko Lizki z miski bo na podłodze się lepiej prezentuje. W ogóle wszędzie robi swoje porządki, wszystko przekłada i przestawia. Buty tatusia siup na środek przedpokoju, ręcznik Lizy siup na środek pokoju, nie wiem dlaczego ale wszystko lepiej komponuje się na środku pomieszczenia. W związku z tym kapeć pani Stasi też ląduje, no gdzie? Na sam środek kuchni, a co tam! Ona robi swoje porządki a ja swoje i tak bez końca.
 A ja znalazłam piękne miejsce porośnięte dookoła wrzosami, a po środku stoi dom, nie za duży i nie za mały, wprost idealny! Załatwiłam już wszystkie formalności i dzisiaj mogę się wprowadzać. Ale wiesz, dziwne tu panują zwyczaje, bo kto przechodzi, to musi zajrzeć, a ty takiego gościa musisz przyjąć z wszystkimi honorami! Jejku, a przewija się tego tutaj, mówię ci jak na Marszałkowskiej. Więc siedzę sobie pocichutku i udaję, że mnie nie ma... Apsik! Co znowu jakiś kot się przypałętał?!
 Ale najgorsze są te anioły, bo one wiedzą wszystko, a wścibskie są jak cholera. Zaraz wyczują, że ja tu jestem  i znowu się od nich nie opędzę! Jak na razie udało mi się nawet zgubić tego co ma na mnie paragon. Zadałam mu tyle do roboty, że przez tydzień z domu nie wyjdzie. A co, niech się uczy skoro za życia się nie chciało!
 Wiesz mamuś, u nas na osiedlu nowa stara świecka tradycja zapanowała. Chcąc nie chcąc obchodzimy Halloween, co tu dużo mówić, cukierek albo psikus.Alutek był zachwycony, że tak dużo superowo przebranych dzieci ją odwiedziło i to tylko w jeden wieczór! Co chwila wyciągała rączkę do dzieci i z chęcią powędrowała by z nimi dalej. Dzieci dostały po cukierku i były przeszczęśliwe, uśmiechnięte buźki wskazywały na totalne zadowolenie, im więcej cukierków do koszyczka tym szerszy uśmiech na twarzy dziecka. Jeden tylko mały Frankenstein się nas przestraszył i biedny nie dostał cukierka i nawet pomimo Alusiowej wyciągniętej rączki nie chciał podejść biedaczysko. Nie rozumiem tylko czemu on się tak bał, przecież ani ja ani Alusia nie byłyśmy za nic przebrane...

Brak komentarzy: